Wielki Piątek. W kręgach zachodniego chrześcijaństwa wspomina się w tym dniu śmierć Jezusa Chrystusa. Teoretycznie każdy chrześcijanin powinien pamiętać, ze Syn Boży cierpiał i umarł na krzyżu z powodu naszych grzechów.
To nie gwoździe Cię przybiły, lecz mój grzech, To nie ludzie Cię skrzywdzili, lecz mój grzech. To nie gwoździe Cię trzymały, lecz mój grzech. Choć tak dawno to się stało, widziałeś mnie! – mówi znana pieśń autorstwa Haliny Kudzin.
Z tej przyczyny powinniśmy dziś przede wszystkim zasmucić się nie nad Chrystusem, lecz nad własnym stanem duchowym. Do biadających nad losem Jezusa kobiet izraelskich Jezus powiedział: Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade mną; lecz płaczcie nad sobą i nad dziećmi swoimi [Łk 23,28]. Z powodu braku opamiętania z grzechów i odrzucenia Syna Bożego przez Izraelitów nadciągał sąd Boży, a one użalały się nad Jezusem...
Wielki Piątek to czas, by wejrzeć w siebie i gorzko zapłakać nad sobą! Tak bardzo zasmucić się po Bożemu, żeby doprowadziło nas to do prawdziwego upamiętania z grzechów. Albowiem smutek, który jest według Boga, sprawia upamiętanie ku zbawieniu i nikt go nie żałuje; smutek zaś światowy sprawia śmierć [2Ko 7,10]. Oznaką prawdziwego cudu opamiętania jest to, że grzech traci swoją władzę nad chrześcijaninem.
Tak głębokiej i wielce osobistej refleksji należałoby dokonywać w zaciszu własnego pokoju, gdzieś na spokojnym spacerze lub kryjąc się przed ludzkim zgiełkiem w domu modlitwy. Nie trzeba publicznie płakać nad własnymi grzechami. Osobistej bielizny nie pierze się publicznie – mawiał mój gdański pastor, śp. Sergiusz Waszkiewicz.
Co więc robią dziś miliony religijnych ludzi, chodząc w wielkopiątkowych procesjach? Nad kim płaczą podczas "drogi krzyżowej"? Nad Jezusem płakać dziś nie trzeba, ponieważ On siedzi na prawicy Ojca, otoczony chwałą nieba! Przyczyną tej okropnej śmierci Pana Jezusa był nasz, był mój grzech! Najwyższy czas z całą powagą skupić się na istocie Wielkiego Piątku i opamiętać się ze swoich grzechów, bo inaczej śmierć Pana w odniesieniu do nas pójdzie na marne.
Marian Biernacki